Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co Ci się trafi…

Patrząc na zamyśloną twarz mojego rozmówcy, obserwując inne zadumane twarze ludzi wokół, odgaduję, że właśnie po ich głowach krąży to znane każdemu, przerabiane po stokroć – „co by było gdyby…?” albo „tak bardzo chciałabym, żeby było inaczej”, „wszystko oddałbym, gdyby tylko…”. Dziś o tym, dlaczego to najlepszy drogowskaz do… ślepego zaułka! Szczególnie, jeśli mowa o traumatycznych relacjach.

„Gdyby nie to, byłoby przecież wspaniale…”

W przypadku trudnych doświadczeń w związkach z innymi, to pytanie zadajesz sobie najczęściej wtedy, kiedy dochodzisz do wniosku, że są rzeczy, które przecież lubisz w bliskiej osobie – może to ktoś imponujący Ci wiedzą, ktoś o podobnych pasjach lub po prostu jest to osoba będąca członkiem bliskiej rodziny – nie rozumiesz dlaczego pojawiają się u niej tak trudne do zniesienia zachowania, tak krzywdzące Cię reakcje. Gdyby nie to, byłoby przecież tak wspaniale! Lubisz myśleć o Waszym życiu razem – „byłoby cudowne, gdyby ona mnie nie zdradzała”, „czułabym taki spokój, gdyby moja matka bezustannie nie narzekała”, „byłbym taki szczęśliwy, gdyby mój ojciec okazywał mi uczucia”, „byłoby o tyle łatwiej, gdyby on/ona…”. Utykasz w martwym punkcie, bo poza tą jedną ważną dla Ciebie wartością, którą dostrzegasz, nie widzisz nic więcej…

Jest coś bardzo niepokojącego w odporności lub też umiejętności bycia niezwykle elastycznym w relacji z kimś, kto Tobą manipuluje, umniejsza Twoją wartość, jest arogancki, pełen gniewu a Ty jednak nadal potrafisz odnajdywać zalety swojego związku, choćby w nielicznych dobrych momentach. Podobnie kiedy masz porywczego, stwarzającego podziały, zabiegającego o względy innych, nieempatycznego rodzica a i tak starasz się z całych sił tworzyć miłą atmosferę dla wszystkich obecnych podczas rodzinnych spotkań. Takie starania w pewnych okolicznościach są warte uznania, ale nie wtedy, kiedy ich bazą jest przekonanie o tym, że nie masz wyjścia i kiedy Twój umysł dręczy nieustające rozmyślanie o tym, jak byłoby idealnie, gdyby obok Ciebie stała ta właśnie osoba, ale wiedząca, czego pragniesz, współczująca, wspierająca, lub co by było, gdybyś dorastał w rodzinie, w której rodzice nie odbierali Ci poczucia wartości i pokazywali, jak dobrze, z szacunkiem traktują siebie i Ciebie.

Królicza nora

Z tego miejsca bardzo łatwo wpaść do króliczej nory, do wirtualnego świata, w którym jesteś tym, który wygrał na loterii, szef Cię docenił, z jakiegoś powodu jesteś popularny, rozpoznawalny lub dokonujesz przełomowych odkryć. Taka podróż w myślach do bardziej przytulnej krainy, raz na jakiś czas, jest ludzka a nawet potrzebna, bo motywuje, wzmaga ochotę na więcej. Gorzej, jeśli spędzasz w króliczej norze całe swoje życie, bo niestety kiedy wychylasz z niej głowę, jesteś wciąż w tym samym miejscu – bez kochającego opiekuna, za którym tęsknisz, czy też czułego i lojalnego towarzysza życia, wiernego przyjaciela, i bez pokaźnej sumy na koncie.

Nie chodzi o to, co postanowisz tu i teraz – zostać, uciec, wytrzymać, odciąć się. Ważne byś pozbył się fałszywej percepcji i pisania wymyślonych przez Ciebie scenariuszy, nieprawdziwej narracji, i trochę częściej twardo stąpał po ziemi, stawiając na szczerość z samym sobą. Musisz odzwyczaić się od „zaskakujących” myśli, jak to źle potraktowała Cię bliska osoba, okłamał długoletni przyjaciel, jak nieprzyjemny obrót przybrał rodzinny obiad. To nie jest coś, co się „zdarzyło”, ale coś co, w pewnych niezdrowych relacjach i sytuacjach dzieje się już długo i prawdopodobnie będzie się dziać nadal.

Twoja spuścizna

Powód, dla którego zastanawianie się, „co by było, gdyby było inaczej” powoduje u Ciebie smutek i napięcie, jest taki, że prawdopodobnie nigdy nie było inaczej, i z pewnością nie będzie, dopóki nie opuścisz króliczej siedziby. Jeśli tkwisz w przeszłości, której nie możesz zmienić, myśląc tylko o Waszej wspólnej, zaprojektowanej przez Ciebie przyszłości, zakładając przy tym, że nastąpi wszystko zmieniające „trzęsienie ziemi”, a rzeczy, które chcesz wyreżyserować kiedyś w końcu się wydarzą, zawsze będzie Ci ciężko, wciąż będziesz czuć się zagubiony, ciągle będziesz zawiedziona.

Środowisko, w którym zazwyczaj kształtuje się ten życzeniowy sposób postrzegania rzeczywistości to Twój dom rodzinny, w którym oboje lub jedno z rodziców prezentowało zaburzony typ osobowości, nierzadko narcystyczny. Wracając do tego miejsca, zastanawiasz się, jak byłbyś „inny”, jak byłoby Ci w życiu łatwiej, gdybyś kiedyś był zauważany i wysłuchiwany, wartościowy i ważny, gdybyś nie był kozłem ofiarnym, nie żył w przytłaczającym chaosie, nie był świadkiem toksycznego małżeństwa i rozwodu rodziców. Tak, te wszystkie rzeczy naprawdę się wydarzyły i niezliczoną ilość razy przeszkadzały w podążaniu wymarzoną ścieżką, ale takie „gdybanie” wymaga sporych umiejętności balansowania nad przepaścią, by nie dostać się w pogrążający wir poczucia bycia ofiarą na zawsze. Zamiast tego zacznij zarządzać tą spuścizną!

Akceptacja

To jest właśnie ten moment, kiedy musisz być dla siebie konsekwentnie stanowczy – NIE BYŁO INACZEJ. Jakąkolwiek narrację nie stworzysz dla tych wydarzeń, jak bardzo gorących życzeń nie będziesz wypowiadał w ciemnościach lub nie wysyłał intencji w wszechświat, nie da się tego zmienić – stało się, co się stało. I tak, masz rację, byłbyś inny, gdybyś nieprzerwanie dostawał bezwarunkową miłość, był doceniany, otrzymywał tylko dobro. Wiem, że dziś, już po latach, często czujesz w sobie pewien rodzaj wstydu za brak przynależności do „dobrej”, zdrowej rodziny. Odnajdujesz go w sobie szczególnie wtedy, kiedy inni wokół manifestują swoją wdzięczność za przekazanie im cennych wartości rodzinnych, opowiadają o wsparciu, które czują wciąż ze strony rodziców i rodzeństwa, o tym, jakim wzorem jest dla nich małżeństwo ich rodziców. Możesz się przez to czuć jak odmieniec, doznawać żalu i złości, unikać rozmów na temat swojego pochodzenia, obecnego związku lub nawet kłamać na ten temat. Wszystko dlatego, że po prostu chciałbyś, żeby było inaczej… i że często, tak po prostu, po ludzku, zazdrościsz im lepszego startu.

Życie po części właśnie na tym polega – na przegapionych stacjach, pociągach, które odjechały. Pewne rzeczy, które się wydarzyły lub Cię ominęły wyznaczają dalszy kurs. To, co z pewnością niepodważalne to fakt, że z psychologicznego punktu widzenia, zastanawianie się nad tym „co by było…” utrudnia zdrowienie. Kluczowa w procesie terapii jest akceptacja. To BYŁA Twoja historia. Nie masz innego wyjścia jak to, by powiedzieć sobie „tak, przeżyłem to” i muszę teraz pokonać przez to pewne ograniczenia, być może muszę więcej ze sobą rozmawiać, ćwiczyć pewność siebie, muszę sobie wybaczyć, współczuć i cenić siebie, bo przez lata tego właśnie mi brakowało ze strony innych. Muszę nauczyć się tego, że pewne zachowania mogą mnie urazić, mogę się też denerwować szybciej niż inni.

Super siła

Jak my wszyscy, masz niezwykłe umiejętności dostosowywania się do zmieniających warunków, plastyczność umysłu, zdolność do odzyskiwania utraconych lub osłabionych sił, powstawania z kolan, walczenia przez jeszcze jeden dzień, nietracenia nadziei i widzenia dobra w innych, mimo wielu złych doświadczeń. Jeśli przetrwałeś wieloletnią emocjonalną przemoc, zyskałeś nieprzeciętną siłę, super siłę! Pamiętaj jednak o tym, że ta droga uczyniła Cię również podatnym na „nadprogramowe” rozmyślanie, błądzenie w zjadającym Twoją psychiczną energię „gdybaniu”, które wydłuża czas dotarcia do miejsca, o którym marzysz, w którym jesteś najlepszym sobą. Zaakceptuj to, co się wydarzyło i zintegruj ze sobą w taki sposób, by nadać temu właściwe znaczenie i ważny cel. Będzie Ci ciężko i będą dni, kiedy na chwilę nie dasz rady. Nic nie szkodzi, to też zaakceptuj.

W końcu ruszysz do przodu, z gracją i dumą i prostym stwierdzeniem, że nie potrzebujesz już tego koło siebie – toksycznych ludzi, przemocowej relacji. Już to miałeś. Nie żałuj, że nie było inaczej. Było, jak było. Po prostu idź dalej do przodu.  Postaraj się wtedy pamiętać, że „to rana jest miejscem przez które dostaje się do nas światło” (Rumi). Dlatego, choć o tym pewnie nie wiesz, jesteś jedną wielką chodzącą kulą światła! I nie, nie może być inaczej!😊.

/wpis zainspirowany jednym z wykładów psychologa klinicznego – dr Ramani/

Podaj dalej:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *